Pod koniec dnia często bardziej męczy nas to, czego nie zrobiliśmy, niż to, co zrobiliśmy. Za to po zakończeniu np. etapu ważnej pracy potrafimy odczuwać wręcz euforię. Zobacz, co robić, by tak kończyć każdy dzień.
Streszczenie
- „Przeżyj” następny dzień w głowie i dzięki temu zaplanuj go realistycznie – zapisz na liście tylko to, co naprawdę jesteś w stanie zrobić
- Rób jeden krok na raz – „teraz” jest tylko jedno. Wyobraź sobie, że nic innego w tej chwili nie istnieje
- Zrób PROSTY plan i się go trzymaj. Korzystaj z narzędzi do utrzymywania stałego rytmu, takich jak Pomodoro
Całość
„Przeżyj” ten dzień wcześniej – w wyobraźni
Wokół pełno jest porad, jak skutecznie planować czas. Priorytety ABC, wyznaczanie celów, planowanie czasu itp. itd. Przydają się na poziomie, nazwijmy to, technicznym – kiedy już masz w sobie tę siłę, która zamierzenia przekuwa w czyny. Ale większość z nas kończy na realizowaniu planów połowicznie albo od wielkiego dzwonu – kiedy akurat nachodzi nas nastrój na uporządkowanie całego świata.
To nie przypadek. Postanowienia, w tym plany, stają się ciałem dzięki wewnętrznej dyscyplinie. Ale tak samo jak z odwagą („gdybym miał więcej odwagi, zrobiłbym to czy tamto”), wydaje nam się, że gdybyśmy byli bardziej zdyscyplinowani, wtedy wszystko samo by się ułożyło. Jednak tej samodyscypliny nie da się tak po prostu sobie nakazać. Trzeba ją więc zastąpić sposobem, czy – jak powiedziałby Zagłoba – fortelem.
Olimpijczycy, podobnie jak komandosi sił specjalnych, a więc ludzie nawykli do stałego pokonywania niezwykłych ograniczeń, stosują w tym celu m.in. wizualizację. Ale nie taką zwykłą. Istnieje już dziś dość rozpowszechniony wśród badaczy pogląd, że zwykłe wizualizowanie sukcesu raczej osłabia determinację do jego zdobywania niż ją wzmacnia – trochę mniej chce się gonić króliczka, którego w wyobraźni już trzymam.
Zamiast tego komandosi Navy SEALS wizualizują przebieg planowanego wydarzenia – wyścigu czy walki – i wyobrażają sobie wszystko, co może PÓJŚĆ NIE TAK. Następnie szczegółowo planują i wyobrażają sobie, jak w tej sytuacji się zachowają. Dzięki temu, jeśli faktycznie sprawy potoczą się niekorzystnie, bez wahania i z maksymalną pewnością siebie są w stanie wykonać to, co będzie w tej sytuacji najlepsze.
Komandosi, którzy dopadli Bin Ladena w jego rezydencji w Pakistanie, wcześniej tygodniami ćwiczyli wszystkie możliwe scenariusze na naturalnej wielkości makiecie budynku. „Co zrobimy, jeśli nas zestrzelą”, „co zrobimy, jeśli zrzucą nas w niewłaściwym miejscu”, „co zrobimy, jeśli nie uda się nam wedrzeć na to piętro”.
Jak się to ma do Twojego planowania czasu? Przypomnij sobie, kiedy ostatnio powstawał Twój plan na następny dzień? Jak był dokładny? Na ile naprawdę wczułaś się w ten przyszły czas, aby uniknąć „rozjechania się” planu z rzeczywistością, na ile zaś był tylko listą pobożnych życzeń – z szybką puchnącą kategorią „to muszę”?
Kiedy przychodzi do realizacji planu dnia, niektóre sprawy zajmują więcej czasu, inne mniej, a z boku wpada ileś tam rzeczy zupełnie nieplanowanych. Chyba że… przygotujesz się na to – mentalnie.
Kiedy następnym będziesz planować kolejny dzień, na przykład jutro – zrób to inaczej, niż zwykle. Planując kolejne wydarzenia, na przykład konkretne spotkanie, zamknij oczy i przez chwilę przenieś się tam w wyobraźni. Bądź tam naprawdę. Rozejrzyj się dokoła, zacznij rozmowę ze swoim rozmówcą. Ile to spotkanie NAPRAWDĘ potrwa? Co się wydarzy przed albo tuż po nim? Jak będzie wyglądało pomieszczenie? Czy będzie zapalone światło, czy też będzie wystarczająco jasno z okien. Czy będziecie stać, czy siedzieć? Gdzie kto usiądzie? Niech ta wizja będzie jak najbardziej realistyczna.
Jeśli masz w planie ileś telefonów do różnych osób, każdą z tych rozmów przez chwilę sobie wyobraź. Poczuj telefon w ręce przy uchu. Jak zaczniesz? Jak zareaguje Twój rozmówca? Jak zakończy się ta rozmowa? Czy będzie krótka i rzeczowa, czy trzeba będzie budować przez chwilę atmosferę, zanim powiesz, o co chodzi?
Zdziwisz się, jak zupełnie inaczej ocenisz czas każdego z tych spodziewanych wydarzeń. Jeśli na liście znajdzie się ich mniej, niż wydawało Ci się wcześniej, jutro zdziwisz się, jak wiele z nich uda się zrealizować zgodnie z planem. Na koniec dnia, nawet jeśli głowa będzie już domagać się odpoczynku, będziesz odczuwać ulgę i satysfakcję, których w ogóle nie ma, kiedy kończysz dzień pełen skakania z tematu na temat i ze sprawy na sprawę, a wieczorem wszystko pozostaje takie samo, jak było rano…
Rób jeden krok na raz – TERAZ jest tylko jedno
Tutaj opisuję, jak dzielić duże zadanie na małe „kawałki”. To samo dotyczy myślenia o kolejnych etapach planowanego dnia. Kiedy zaczynasz jakieś zadanie, rozmowę, coś czytasz, niech wszystko inne przestanie istnieć. „Teraz” jest tylko jedno.
Jeżeli cały dzień masz przygotowany tak, jak opisałem powyżej, poziom zaskoczenia, niespodzianek, stresu i poczucia braku kontroli nad sytuacją będzie dużo niższy, niż zazwyczaj. Skupienie się na tylko jednym kroku na raz, na tylko jednym „teraz”, jeszcze pogłębi uczucie stabilności. Będziesz jak lokomotywa, która miarowo idzie do przodu i jest nie do zatrzymania.
Pamiętaj: „teraz” i tak jest tylko jedno.
Zrób PROSTY plan i się go trzymaj
Ludzie spędzają mnóstwo czasu na budowaniu wizji i skomplikowanych planów, aby potem po prostu zostawić je tylko na papierze. Masz plan dnia, a potem po prostu jedna rzecz goni drugą i nawet tam nie zaglądasz. Na koniec dnia rzut oka i poczucie zmęczenia tym, że nic albo prawie nic nie ubyło.
Trochę to wynika z naszej skłonności do unikania wysiłku – duży plan=duży ciężar, myślimy. Ale chyba bardziej z tego, że często te plany są nierealistyczne. Jeśli przygotujesz plan dnia zgodnie z zasadą, opisaną powyżej, plan będzie prosty. Nie może być inny, bo Twój dzień nie jest z gumy i nie pomieści wszystkich Twoich ambicji na raz. Bezpiecznie jest planować nie więcej niż 60% dostępnego czasu. Aż 40% czasu pochłoną rzeczy, których wcześniej nie przewidzisz albo źle oszacujesz czas tych, które są w Twoim planie.
Teraz masz już ogromną szansę wykonać to, co znalazło się w Twoim planie. Możesz ją jeszcze zwiększyć, korzystając z prostej techniki i narzędzi, ułatwiających zarządzanie rytmem pracy. Ja używałem długi czas aplikacji do techniki „Pomodoro”, polegającej na podziale pracy na stosunkowo krótkie jednostki czasu – „pomidorki” – po 25 minut, nieprzerwanej, skupionej pracy na jednym zadaniu, z 10 minutową przerwą po każdej takiej sesji i dłuższą – 20 minutową przerwą – co trzy kolejne sesje.
Kiedy zaczniesz tego używać, będzie Cię kusiło, aby te 25 minutowe sesje wydłużać („dobrze mi się teraz pisze, tylko skończę ten akapit”). Nie ulegnij tej pokusie. Trzymaj się ustalonych jednostek czasu. Koniec czasu – koniec pracy. Tak się rodzi samodyscyplina. Ktoś to tak wymyślił nie bez powodu.
Nawet po 11 godzinach w ten sposób taktowanej pracy, będziesz mieć nadal poczucie, że właściwie specjalnie się nie napracowałeś. Ale rezultaty Twojej z pracy tego dnia zaimponują nawet Tobie. Jak to wpływa na poziom energii do życia na koniec dnia? Przekonaj się…
„Zwykłe rzeczy, konsekwentnie realizowane, przynoszą niezwykłe rezultaty”
– Keith Cunningham – pierwowzór „bogatego ojca” z książek R. Kyiosakiego.