Lubię to!
karate

Wielu ludzi chciałoby np. lepiej wyglądać, ale niewielu zdobywa się na wysiłek, potrzebny aby to osiągnąć. Tymczasem są tacy, którzy osiągają prawie wszystko, co sobie zamarzą i mało co potrafi ich powstrzymać. Możesz stać się jednym z nich, jeśli będziesz pamiętać o kilku podstawowych prawdach.

Streszczenie

  • Po prostu zrób to. Daj szansę sobie, Bogu czy losowi i po prostu weź się za zrobienie tego, o czym marzysz, zamiast bez końca rozważać, czy Ci się uda albo wiecznie się przygotowywać.
  • Nie odkładaj życia na „zaś” i nie czekaj na „właściwy” moment. Właściwy moment jest teraz. To jedyny czas, jaki masz naprawdę. Działaj tak, jakbyś już w ogóle nie miał czasu. Bo nie masz.
  • Władza i sukces leżą na ulicy, wystarczy się po nie schylić. Kiedyś uważałem to za absurd, bo myślałem, że wystarczy chcieć. Chcieć jednak wystarczy tylko do snucia marzeń. Nawet na wojnie, przetrwanie i zwycięstwo są po stronie aktywnych, którzy nie czekają , aż coś samo wpadnie im w ręce.

Całość

Pierwszy warunek osiągnięcia sukcesu, to spróbować – Woody Allen

Geniusz światowego biznesu Richard Branson napisał fantastyczną książkę „Screw it, Just do It”, w Polsce wydaną pod, nie wiadomo czemu znacznie grzeczniejszym, tytułem „Po prostu zrób to”. Opowiada w niej historię powstania swojego imperium, które dzisiaj składa się z blisko 500 firm, w tym nawet przedsiębiorstwa turystyki kosmicznej. A zaczynał od firmy, mieszczącej się na barce, zacumowanej na rzece.

Tytuł książki właściwie mówi wszystko. To oczywiście nie znaczy, że należy bez sensu i myślenia rzucać się we wszystko, co przyjdzie nam do głowy. Ale wielu ludzi wymyśla sobie jakiś pomysł albo plan, potem przygotowują się do jego realizacji, a potem zmieniają coś w tych przygotowaniach i tak bez końca. Potem wreszcie stwierdzają, że właściwie wszystko jest gotowe, ale to jeszcze nie ten moment, bo najpierw coś tam skończę innego, dzieci dorosną, albo coś jeszcze sprawdzę itd.

Swego czasu poznałem ciekawego człowieka, nazwijmy go Jacek, który postanowił zbudować pewien biznes. Biznes miał działać w sferze, która Jacka niezwykle interesowała, a więc byłby oparty na pasji, a to pierwszy warunek sukcesu. Kiedy zaczął mi o tym opowiadać, przyznał, że nie bardzo wie, jak praktycznie się do tego zabrać. Wtedy powiedziałem mu, że jest portal, na którym znajdzie praktycznie wszystkie porady, jakich potrzebuje plus różne odpowiednie szkolenia itp. Spodziewałem się, że podskoczy z entuzjazmu, tymczasem mina natychmiast mu zrzedła i powiedział coś, że dziękuje, ale teraz to jeszcze za wcześnie, bo małe dziecko i tak dalej. Od razu było widać, że przestraszył się myśli, iż faktycznie miałby się za to zabrać.

Problem polega na tym, że kiedy już się wstępnie do czegoś przygotujesz, przystąpienie do działania skonfrontuje Cię z rzeczywistością i zweryfikuje Twoje pomysły. Niektóre okażą się trafne, a inne nie. Najważniejsze jest to, że w działaniu wyłonią się nowe okoliczności, których w ogóle nie dało się przewidzieć na etapie samego planowania. Dlatego najszybciej, jak to jest możliwe, (ale nie szybciej), trzeba zacząć realizować swój plan. Jeśli nie jest kompletnie nieprzemyślany, będziesz w stanie go korygować na bieżąco.

Mnie z takiego wiecznego obmyślania wyleczył życiowy kryzys, kiedy ratowałem zbankrutowaną firmę i po prostu nie mogłem sobie pozwolić na luksus niekończącego się rozmyślania i fantazjowania. Firma tonęła, a ja razem z nią. Musiałem natychmiast stworzyć sprzedaż gdzieś, gdzie nie istniała. Miałem bardzo mało czasu na wymyślenie jak to zrobić, więc jak tylko coś wymyśliłem, od razu wcielałem to w życie. To było takie trochę budowanie mostu w marszu. Czasem noga się omsknęła, czasem nie, ale stopniowo szedłem coraz pewniej.

Najważniejsze jest najbliższe 5 minut. Reszta to wyobraźnia – Sławomir Mrożek

Kiedy ratowałem tonącą firmę, nie mogłem sobie pozwolić na czekanie na jakiś mityczny, właściwy moment. Dryfując na linii wody wiedziałem, że obecny moment to jedyny, jaki jeszcze mam. Lepszego, ani innego, już nie będzie, jeżeli obecnego nie wykorzystam.

Kiedyś namiętnie grałem w jedną z pierwszych komputerowych gier strategicznych „Red Alert”. Gra była serią kolejnych misji o rosnącym stopniu trudności. Była to gra wojenna, w której dysponowałem oddziałem żołnierzy i jakimś uzbrojeniem i miałem do wykonania konkretne bojowe zadania. Chociaż w tamtych czasach takie gry były liniowe, to znaczy powtarzanie misji oznaczało, że wszystkie sytuacje powtórzą się bez zmian za każdym razem, gra nie była łatwa.

Jedna z pierwszych misji polegała na takim poprowadzeniu mojego żołnierza – bardzo sprawnego komandosa – aby pokonał pewną drogę przez pola i góry, nie dał się zabić, a na końcu wysadził w powietrze most. Była to misja określona jako „łatwa”. Mimo to, długo nie udawało mi się jej ukończyć, a bez tego nie dało się przejść dalej. Pokonując wielokrotnie tę samą drogę, w końcu nauczyłem się doprowadzać mojego komandosa do samego mostu, przed którym jednak za każdym razem ginął pod huraganowym ogniem przeważających sił przeciwnika.

Wreszcie zrozumiałem, że muszę zrobić coś inaczej, niż dotychczas. Uznałem, że przyczyną porażki jest zbyt duża liczba przeciwników koło mostu. Na początku misji było ich tam tylko dwóch, ale potem przeciwnik zrzucał desant spadochroniarzy i oni tam się przy tym moście gromadzili. Był tylko jeden sposób, aby temu zapobiec – zaatakować spadochroniarzy kiedy lądowali. Ich desant następował niedaleko drogi, którą posuwał się mój komandos, ale zawsze dotąd starałem się ich unikać i wyprzedzić na drodze do mostu –wydawało się, że jest ich zbyt wielu, aby ich atakować na otwartym polu.

Wtedy zauważyłem, że gdyby mój komandos zaatakował ich od razu po rozpoczęciu przez nich skoków z samolotu, miałby szansę, bo oni skakali kolejno i nie wszyscy na raz byli na ziemi. Tak zrobiłem. Cały atak musiał zostać wykonany w ciągu kilku sekund po wyskoczeniu pierwszego spadochroniarza z samolotu. Dzięki temu mój komandos mógł atakować mniejszą liczbę przeciwników, bo następni byli jeszcze w powietrzu. Potem od razu wycofałem go w bezpieczne miejsce, ale jego wrogów pozostało już na tyle mało, że kiedy dotarł do mostu, bez trudu ich pokonał.

Do dziś jestem pod wrażeniem odkrycia, że wystarczyło przegapić krótki moment, gdy przewaga była po stronie mojego komandosa, aby cala operacja była skazana na porażkę. W życiu jest tak samo. Czasem szczęśliwy zbieg okoliczności pojawia się w Twoim życiu na chwilę i więcej nie wróci. Pociąg do szczęścia zatrzyma się na chwilę na Twojej stacji, a potem ruszy i więcej nie wróci. Nie czekaj, bo:

Najwięcej ryzykujesz, nie podejmując ryzyka

Statystyki walk powietrznych w czasie drugiej wojny światowej wskazują ciekawą prawidłowość. Prawie nie było pilotów przeciętnych. Wydaje się, że byli albo sami niedoświadczeni albo same super asy. Przeciętnie pilot myśliwca ginął podczas piątego lotu i zaliczał do tego czasu dziewięć godzin lotów bojowych. Tymczasem była wąska grupa pilotów, którzy nierzadko przeżyli całą wojnę i mieli na koncie setki zwycięstw każdy.

Wyjaśnienie jest okrutnie proste. Wszyscy piloci otrzymywali jednakowe przeszkolenie i reprezentowali podobny poziom po przybyciu na front. Po pierwszej walce dowódca dzielił ich na aktywnych i biernych. Aktywni rwali się do walki, szukali przeciwnika w powietrzu i rzucali się na niego. Bierni chowali się w chmurach i krążyli wokół pola bitwy, licząc że przeczekają najgorsze. Aktywni po takiej pierwszej walce zostawali wyznaczeni na prowadzących, a cala reszta miała ich osłaniać. Dlatego w kolejnych walkach ich szanse rosły. Im więcej pilot miał zwycięstw, tym więcej samolotów go osłaniało. Nabierał doświadczenia, coraz lepiej walczył, a jednocześnie wielu jego kolegów osłaniało go w powietrzu przed atakami innych samolotów, często płacąc za to własnym życiem.

Żołnierze sił specjalnych mówią, że w warunkach obławy albo pościgu największe szanse mają ci, którzy są w ruchu, a nie ci, którzy chowają się w jakiejś dziurze. Trochę to wbrew instynktowi normalnego człowieka, ale w życiu jest tak samo: jeśli nie stoisz biernie, tylko bierzesz swój los we własne ręce, przynajmniej zwiększasz sobie szanse na wykreowanie swojej sytuacji, zamiast tylko biernie na nią reagować.

W mojej karierze biznesowej zdarzało się nie raz, że awansowałem kogoś niekoniecznie dlatego, że nie było lepszych, ale dlatego, że ten ktoś „nie chował się w chmurze”. Stopniowo nabierał potem doświadczenia, a ja kierowałem do pomocy mu innych, którzy nie rwali się tak do pracy. Po jakimś czasie oni pozostawali na swoich szeregowych stanowiskach, a mój nominat stawał się coraz dojrzalszym pracownikiem, na którego naprawdę można było liczyć. Takiej kariery już się nie traci bez jakichś nadzwyczajnych kataklizmów. Sukces, tak jak władza i realizacja marzeń, leżą na ulicy – wystarczy tylko trochę się wysilić.

 

ZADANIA DO WYKONANIA

  • Odpowiedz sobie na pytanie: co chcesz albo od dawna zamierzasz zrobić, ale ciągle to odkładasz, albo czekasz na idealny moment?
  • Jaki pierwszy realny krok należałoby wykonać, aby ta sprawa ruszyła z miejsca?
  • Wykonaj ten krok, a potem zadaj sobie pytanie, jaki powinien być następny. A potem wykonaj ten następny krok. Tak się realizuje marzenia. Powodzenia!

 

 


Jeśli ten tekst pomógł Ci albo zainspirował, podziel się nim z innymi.
Lubię to!