Nawet „wańka-wstańka” nie zachowuje równowagi cały czas. Jednak im szybciej ją traci, tym łatwiej do niej wraca. Ty też możesz – musisz tylko pamiętać o trzech prostych prawdach.
Streszczenie
- Równowaga to stan dynamiczny. Ciało w stanie równowagi jest nieruchome tylko pozornie. W rzeczywistości mogą na nie oddziaływać potężne siły, które jednak działają w przeciwnych kierunkach. To dlatego ich nie widzisz.
- Równowagę ducha odzyskuje się tak samo, jak równowagę ciała. Sprawdź, od której strony zabrakło oparcia, a potem je tam sobie zapewnij.
- Gdy wrócisz do „pionu”, skup się na najważniejszym kolejnym celu. Inaczej łatwo z powrotem wpadniesz w „dół”, bo równowaga dopiero odzyskana jakiś czas pozostaje chwiejna.
Całość
Kiedy możesz zaufać najgorszemu wrogowi? – kiedy macie wspólny interes, bo to równoważy wasz antagonizm – z zasad sztuki wojennej
Kiedy po zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami w 1945 roku na świecie zapanował pokój, nie wziął się on niestety z rozkwitu powszechnej miłości, ale z przyjętej przez największe mocarstwa Doktryny Gwarantowanego Wzajemnego Zniszczenia czyli Mutual Assured Destruction.
Okazało się, że na długie lata najlepszym gwarantem pokoju stało się nasycenie świata taką ilością broni masowego rażenia, że jej użycie przez kogokolwiek musiałoby pociągnąć za sobą użycie jej przez pozostałych. W efekcie, w razie konfliktu, w ciągu kilku minut z Ziemi pozostałby spalony kartofel. Nazywało się to bardzo adekwatnie „równowagą sił”.
Co więcej, była to równowaga sił wielokrotnie przewyższających to, co wystarczyłoby do zwykłego zniszczenia przeciwnika. Overkill capacity, czyli zdolność zabicia więcej niż raz tego samego przeciwnika, przyprawiała o zawrót głowy. Przykładowo, jeśli do zniszczenia danego kraju wystarczyłyby 3 rakiety balistyczne, to wróg celował w ten kraj trzema tysiącami takich rakiet i budował kolejne. Mimo to, przez wiele lat nie doszło do wojen na wielką skalę, bo ten niepewny stan równowagi był niezmiennie zachowany.
Tak samo w życiu – wewnętrzna równowaga nie oznacza, że nie zdarzają Ci sie na życiowe kryzysy, ani że nigdy nie tracisz panowania nad sobą. Idealnie spokojni są tylko nieboszczycy. Ludzie żyjący w stanie życiowej równowagi to ci, którzy najważniejsze życiowe priorytety ustawiają tak, aby wzajemnie się równoważyły. Jednocześnie kiedy dostrzegają jakieś ich zachwianie, na przykład, kiedy życie rzuci im pod nogi jakąś poważną przeszkodę albo kryzys, umieją szybko zdiagnozować swoją sytuację i wskazać miejsce, gdzie teraz trzeba znaleźć mocniejsze oparcie. A potem od razu po nie sięgają.
W 2008 roku z dnia na dzień straciłem pracę i musiałem znaleźć nowy sposób na życie oraz płacenie wysokich rachunków, jakie pozostały po moim poprzednim stylu życia, a teraz nagle przekraczały moje możliwości. Kredyt na dom był tylko jednym z nich. Szybko odkryłem, że rachunki niepłacone przez 2-3 miesiące narastają w nawis, którego spłacenie zaczyna wyglądać nierealnie, a świadomość tego dosłownie dusi oddech. Oprócz zrozumiałego stresu zabiegów o znalezienie pracy i dochodów, musiałem teraz zmierzyć się jeszcze z gwałtownie rosnącym poczuciem bezsilności osuwania się w życiową czarną dziurę, z której być może już nigdy nie wyjdę.
Bez zbędnego psychologizowania szukałem sposobu na zachowanie równowagi psychicznej, bo świat zewnętrzny nie odpuszczał, a kłopotów przybywało. Czułem, że skoro ich nie ubędzie, trzeba położyć na drugiej szali coś, co pozwoli mi żyć i myśleć normalnie – pomimo ciężaru życia. Opcje były takie: zapaść się w stan depresyjny (zamykam oczy i niech się dzieje co, chce – ale to droga bez powrotu), alkohol (wiadomo, że droga bez powrotu), lub coś innego… tylko co?
Ostatecznie wybrałem aktywność, która dawała mi sprawczość, czyli poczucie, że coś zależy ode mnie: sport i aktywne ćwiczenie emocji, którego uczyłem się rok wcześniej u Tony Robbinsa. Zacząłem regularnie biegać, najpierw po parę minut dziennie, potem stopniowo coraz dłużej. Okazało się, że kiedy biegam, mam poczucie, że coś zależy ode mnie – to ja decydowałem że, dokąd i na jak długo wybiegam. Do tego w trakcie biegu mózg wydzielał endorfiny, naturalny „hormon szczęścia” no i człowiek zdyszany ma mniej chęci do snucia ponurych wizji. Mimo, że moja zewnętrzna sytuacja na razie się nie zmieniała, w moim życiu zapanowała nieco chwiejna, ale jednak równowaga sił, podobna trochę do tej z Zimnej Wojny. Nie było lepiej, ale dało się przejść kolejny dzień i zrobić kolejnych kilka sensownych kroków, aż stopniowo życie się prostowało.
Od tego czasu nauczyłem się aktywnie wyszukiwać słabego punktu podparcia zawsze, kiedy czuję, że grunt usuwa mi się spod nóg i tracę wewnętrzną równowagę. Teraz już, trochę jak aptekarz, od razu zadaję sobie pytanie czego teraz potrzebuję, żeby odzyskać równowagę? Czasem chwilowych radości, czasem nowych bodźców, czasem towarzystwa innych ludzi, albo jakiegoś dodatkowego obowiązku. Kiedy sobie to zorganizuję, dosłownie fizycznie czuję, jak wszystko we mnie z miejsca zaczyna wracać do pionu, zupełnie jak „wańka-wstańka”, uwolniona z dłoni. Działa zawsze.
Życie jest jak jazda na rowerze – żeby zachować równowagę, musisz być w ruchu – Albert Einstein
Kiedy trenowałem starą koreańską sztukę walki Taekwondo, wcześniej znając walkę wręcz tylko z filmów z Brucem Lee, zaskoczyły mnie dwie zasady. Po pierwsze, że atakując trzeba było zadawać cios za ciosem: jedną ręką, drugą ręką, nogą, znowu ręką, albo dwiema – jedna po drugiej – dopóki przeciwnik nie zostanie pokonany. Po drugie, że po odparciu ataku przeciwnika należało natychmiast samemu zadać kontratakujący cios. Taki kontratak bezpośrednio po ciosie przeciwnika pozwalał trafić przeciwnika dokładnie w chwili, kiedy jego równowaga była najsłabsza, bo jego wcześniejszy cios oznaczał gwałtowne przemieszczenie jego energii w moim kierunku, a przez to osłabiał jego równowagę.
W życiu jest podobnie. Kiedy po jakimś życiowym zachwianiu wracasz do równowagi, przez pewien czas jest ona niepewna – potrzeba trochę czasu, aby się ustabilizowała. Najlepszym sposobem, jaki udało mi się znaleźć, aby nowo odzyskana równowaga się ostała, okazał się jak najszybszy powrót do zdrowej rutyny stałych obowiązków. Kiedy coś naprawdę mocno wytrąci mnie ze spokoju, oczywiście trudno się skupić na pracy, jakichś planach itp. Ale kiedy już powrócisz do siebie, jak najszybciej wróć do tego, co stanowi treść Twojego normalnego życia. Stała rutyna jest jak jazda w koleinie: kiedy raz w nią wskoczysz, trochę prowadzi Cię sama. Bez tego, możesz łatwo popaść z powrotem w nastrój niepewności, z jakiego właśnie się wydobyłaś. Nowa równowaga – jak nowa roślinka – przez jakiś czas jest chwiejna. Osłoń ją przed niespodziewanymi podmuchami wiatru.
ZADANIA DO WYKONANIA
- Przyjrzyj się swojej obecnej wewnętrznej równowadze. Na czym się opiera? Może Ci się wydawać, że po prostu jest dobrze, ale co to oznacza? Kiedy stoisz prosto, mięśnie Twojego ciała nieustannie korygują Twoją postawę, chociaż z zewnątrz może się wydawać, że trwasz nieruchomo. Jakie najważniejsze pragnienia, nadzieje, potrzeby i obawy pozostają w Tobie w równowadze, co daje Ci poczucie stabilizacji?
- Kiedy ostatnio coś zagroziło lub zachwiało tym poczuciem stabilizacji? Czego nagle zabrakło w konstelacji Twojego życia? Jak sobie z tym poradziłeś lub poradziłaś? Czego musiałaś poszukać w sobie lub na zewnątrz, aby było tego więcej tak, aby odzyskać poczucie równowagi?
- Jeśli w przyszłości znowu Twój świat się zachwieje, natychmiast zadaj sobie pytanie: czego teraz potrzebuję, aby odzyskać równowagę, a potem od razu tego poszukaj. Powodzenia!