Jak stać się bezcennym dla każdego pracodawcy

Lubię to!
wisnie

Kiedy znajdziesz pracę, na której Ci zależy, chcesz, aby byli tam z Ciebie zadowoleni – czyli, aby także Twojej pracy zależało na Tobie. Możesz to sobie zapewnić – o ile będziesz przestrzegać jednej, prostej zasady.

Streszczenie

  1. Przez wiele lat byłem sam pracownikiem, potem szefem – coraz większych zespołów, a odkąd jestem przedsiębiorcą – także pracodawcą. Odkryłem kilka stałych zasad, które sprawiają, że szefowie uznają kogoś za cennego, nagradzają go i awansują, a w razie kłopotów w firmie – chronią w pierwszej kolejności. Co ciekawe, zasady te pozostają niezmienne niezależnie od statusu pracownika, a nawet okazjonalnych wpadek. Innymi słowy, sprawdzają się jednakowo u sprzątaczki i u prezesa.
  2. To działa także w przeciwną stronę – nieprzestrzeganie tych zasad skutkuje w najlepszym razie pozycją pracownika niedostrzeganego i pomijanego przy awansach, podwyżkach itp. W najgorszym – umieszczeniem „na wylocie” i na ostatnim miejscu do ciekawych zadań i firmowych benefitów.
  3. Najważniejszą z tych zasad jest dawać z siebie więcej, dużo więcej, niż się od Ciebie oczekuje. Dawać z siebie wszystko, być swoją najlepszą wersją, a to, co robisz, robić najlepiej jak potrafisz, nawet kiedy nikt nie patrzy. To jest droga do prawdziwego mistrzostwa, które widać, słychać i czuć – a przez to do stania się pracownikiem marzeń każdego pracodawcy.

Całość

Ludzie sukcesu to nie żadni szczęściarze, tylko coś robią inaczej niż większość – Tony Robbins.

Wiele lat temu zafascynowała mnie autobiografia japońskiego działacza społecznego i religijnego Nikkyo Niwano. Kiedy w kraju szerzył się głód, jeszcze przed II wojną światową, jako bardzo młody chłopak opuścił rodzinną wioskę w północnej Japonii i powędrował do Tokio. Za radą dziadka, Niwano liczył, że w wielkim mieście łatwiej przeżyje. Kiedy wyruszał z rodzinnego domu, dziadek powiedział mu: szukaj zajęcia, którego nikt nie chce, gdzie pracuje się długo, a płacą mało. Okazało się to być radą zbawienną. Gdy wygłodzeni mieszkańcy Tokio walczyli między sobą o każdy grosz i nieliczne miejsca pracy, Nikkyo Niwano imał się kolejnych niechcianych przez innych zajęć, mając dzięki temu zawsze miskę zupy, dach nad głową i chętnie podejmując się dodatkowych, niechcianych przez innych obowiązków. Dzięki temu zaś nabywał umiejętności, które z czasem stały się podstawą jego przyszłych sukcesów, bogactwa i szacunku innych. Osoby ciekawe szczegółów odsyłam do „Lifetime Beginner”, powiem tylko, że Niwano nigdy nie stracił na radzie swojego dziadka.

Byłem świeżo po lekturze tej autobiografii, kiedy wzięto mnie do wojska. Pierwszego dnia, jeszcze trochę przestraszeni i onieśmieleni, staliśmy przed szefem kompanii, który donośnym głosem zawołał: kto zgłasza się na kelnera plutonu, wystąp! Oczywiście padło od kogoś pytanie: a co to oznacza?. Odpowiedź była krótka i jasna: rano trzeba przygotować jadalnię dla plutonu, nakryć stoły, poroznosić posiłki, potem posprzątać ze stołów i tak przy każdym posiłku. Oczywiście frajerów nie było, Z wyjątkiem mnie. Bo ja właśnie chętnie brałem się za „zajęcia, którego nikt nie chce, gdzie pracuje się długo, a płacą mało” – w moim przypadku oczywiście nic. Po mnie zgłosiło się jeszcze trzech. Zapewne pomyśleli, że wiem coś, czego oni nie wiedzą. Mieli rację. Bo nam się rada dziadka Niwano sprawdziła od razu.

Najpierw okazało się, że kelnerzy są zwolnieni z porannej zaprawy. Kiedy moi koledzy, brutalnie wyrwani ze snu, w biegu zapinali guziki i lecieli ileś kilometrów przez zamarznięte pole, ja wraz z pozostałymi kelnerami spokojnie odbywałem poranną toaletę, miło sobie przy tym z nimi gawędząc. Co więcej, w łaźni plutonu gorąca woda pochodziła z dosyć małego bojlera, w którym wody wystarczyło tylko dla 3-4 pierwszych. Czyli dla panów kelnerów. Pozostali myli się w zimnej wodzie. Pluton wracał z zaprawy i na gwizdek miał 10 minut na mycie, na które myśmy mieli co najmniej pół godziny. W tym czasie kelnerzy rozkładali już na stołach talerze, sztućce itp. Pluton wpadał do jadalni i miał kwadrans na zjedzenie śniadania. Potem gwizdek i wylot na apel przed koszarami. My wtedy braliśmy się za sprzątanie ze stołów, a następnie rozsiadaliśmy się przy jednym ze stolików, aby spokojnie – dobre 40 minut – zjeść sobie śniadanko, z widokiem na plac apelowy, komentując apel, gdzie nasi koledzy zaliczali różne karne pompki, biegi do pokoju po szczotkę do rzekomo brudnych butów itp. Bo kelnerzy byli także zwolnieni z udziału i w tej porannej szykanie. Takich rzeczy było więcej.

Kiedy więc rada dziadka Niwano tak rewelacyjnie mi się sprawdziła, przyjąłem już na stałe zasadę szukania sobie dodatkowych obowiązków i wykonywania ich najlepiej, jak tylko potrafię – bo i to doradzał swojemu wnukowi senior rodu Niwano. Nic nie było dla mnie zbyt uciążliwe, stałem się człowiekiem, na którego zawsze można liczyć i który każdą pracę przyjmował chętnie.

Jak to działa w realu

Już w pierwszej poważnej pracy – tłumacza w Polskiej Agencji Prasowej – bardzo szybko zostałem uznany za jednego z najlepszych pracowników: wszystko chętnie i dobrze robi, i niewiele żąda. Dlatego kiedy Premier potrzebował nagle tłumacza na ważne spotkanie, a jego stały tłumacz zachorował, jak myślisz, komu to zaproponowali? To był początek mojej wieloletniej kariery tłumacza najważniejszych ludzi na świecie, w trakcie której pracowałem jako osobisty tłumacz, między innymi, prezydenta USA G. W. Busha czy premier Margaret Thatcher.

Potem podjąłem pracę menadżera w amerykańskiej korporacji, dla której wcześniej pracowałem jako tłumacz. Nadal robiłem wszystko, co było akurat potrzeba, brałem się za dodatkowe obowiązki, których nikt nie chciał, kiedy trzeba uczyłem się nieznanych, a potrzebnych do tego umiejętności, nie szczędząc wysiłku ani czasu. Efekt? Po 6 miesiącach zrobili mnie prezesem nowopowstałej polskiej filii i pozostałem nim przez następne 9 lat. Dostałem takie same warunki finansowe, jak moi koledzy z Chicago. Bo było wiadomo, że ze wszystkim sobie poradzę albo przynajmniej zrobię wszystko, żeby sobie poradzić. Że nigdy nie zasłonię się żadnymi wymówkami, a to co zrobię, będzie najlepsze, jak tylko potrafię.

Dzisiaj jako pracodawca widzę też od drugiej strony, jak to działa. Jako szef muszę zadbać o to, żeby określone rzeczy zadziały się w odpowiednim czasie i miejscu. Na kogo stawiam? Na tych, którym zależy. Nawet jeśli z braku doświadczenia czegoś nie potrafią, albo popsują, wyciągną z tego wnioski. Zrobią wszystko, żeby następnym razem było lepiej. Nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że tacy są i tak postanowili. Ani się obejrzymy, a imponują mi swoją wiedzą, umiejętnością wyciągania wniosków, sprawnością… w bardzo krótkim czasie potrafią ogromnie się rozwinąć. Pomału staną się pracownikami marzeń dla każdego. Taki człowiek w każdych warunkach znajdzie pracę i oparcie, jak kiedyś młody Nikkyo Niwano.

Ktoś powie: a co, jeśli mój szef wykorzysta tylko tę moją solidność i w żaden sposób mi tego nie wynagrodzi? Odpowiem anegdotą o nieżyjącym już aktorze samouku, Janie Himilsbachu. Kiedyś wpadł w oko któremuś ze słynnych hollywoodzkich reżyserów, który zaproponował mu udział w castingu do swojej superprodukcji. Był jednak jeden warunek: Himilsbach musiałby nauczyć się angielskiego. Aktor odmówił, mówiąc: to ja się namęczę z tym angielskim, a potem oni mnie tam nie przyjmą i zostanę jak głupi z tym angielskim.

No to najwyżej zostaniesz jak głupi z tym angielskim 🙂

ZADANIA DO WYKONANIA

  • Przez następne 7 dni szukaj sobie obowiązków. Zobacz, co możesz zrobić dodatkowo, co przyda się w Twojej firmie. Zaskocz sama siebie. Bądź najlepszą wersję siebie, jakiej jeszcze nigdy nikt nie widział.
  • To, co już robisz, rób najlepiej, jak potrafisz. Tak, jakby od tego zależało, że dostaniesz milion złotych premii. Daj sobie prezent ze zrobienia czegoś fantastycznie. Nawet jeśli to prosta czynność. Jeśli nie robisz rzeczy wielkich, rób małe – ale z wielką klasą (Napoleon Hill).
  • Na koniec tych 7 dni, usiądź gdzieś spokojnie i przypomnij sobie najlepsze chwile mijającego tygodnia. Jakie to uczucie, zrobić coś najlepiej, jak potrafisz?

Jeśli ten tekst pomógł Ci albo zainspirował, podziel się nim z innymi.
Lubię to!