Lubię to!

Już od niedzielnego popołudnia wielu z nas stopniowo przytłacza rosnący ciężar myśli, że jutro poniedziałek… uczucie tyleż nieokreślone, co realne. Tymczasem poniedziałek można polubić. Wystarczy zrozumieć 4 prawdy o tym zjawisku.

Streszczenie

  • Poniedziałkowy stres to zjawisko powszechne. Po angielsku ma nawet swoją nazwę: Monday blues, czyli poniedziałkowa chandra. Pierwszym krokiem, aby się od niego uwolnić, jest zrozumieć, że po prostu jest. Od razu słabnie.
  • Poniedziałek przytłacza tym bardziej, im mniej zaplanowany masz tydzień. To dlatego, że ulegasz złudzeniu, iż trzeba będzie od jutra zrobić wszystko, czego dotąd się nie udało. Zaplanowanie tygodnia dałoby Ci zaś jasność, co jesteś w stanie wykonać, a czego nie – bo i tak się nie da. Wtedy nie spalasz energii na myślenie o tym, co i tak się nie stanie.
  • Im bardziej lubisz to, co robisz, tym chętniej myślisz o poniedziałku, bo kto nie lubi wracać do ulubionego zajęcia? I odwrotnie: im mniej lubisz swoją pracę, tym silniej poniedziałek Ci o tym przypomina. Czyli: jeśli myśl o poniedziałku rujnuje Ci weekendy, czas przemyśleć swoje miejsce w życiu.
  • Podziel swój tydzień na stałe „strefy” – poniedziałki na to, wtorki na tamto, a ciężki blok pełnego tygodnia zmieni się w kilka względnie lekkich klocków. Poniedziałek przytłacza mylącym przeświadczeniem, że wszystkie niezałatwione sprawy trzeba będzie załatwić właśnie wtedy i od razu.

Całość

Tak paskudnego poniedziałku nie miałem od zeszłego poniedziałku

Dla wielu ludzi niedziela tak naprawdę kończy się około 15:00, kiedy w głowie zaczyna im kiełkować świadomość, że za parę godzin będzie już poniedziałek. Im bliżej wieczoru, tym ta myśl jest nieznośniejsza i bardziej hałaśliwa, zagłuszając coraz bardziej pozostałe jeszcze przyjemności weekendowego czasu.

Co ciekawe, to nie jest przypadłość nieudaczników, dla których żaden dzień nie jest dobry, a poniedziałek jest po prostu jeszcze gorszy. Uczucie poniedziałkowej chandry, czyli nieokreślonego niepokoju na myśl o rozpoczynającym się tygodniu, jest bardzo powszechne. Tak powszechne, że w kulturze anglosaskiej ma nawet swoją nazwę: Monday blues. Jeśli szukasz jego wyjaśnienia, ode mnie niestety go nie usłyszysz. Myślę, że prostego wyjaśnienia nie ma. Za to dotyka ono sprawiedliwie chyba wszystkich, niezależnie od tego, czy są po temu racjonalne powody.

Pierwszym krokiem do uwolnienia się od tego ciężaru i pozwolenia sobie na spokojne przeżywanie weekendu, czy urlopu, do końca, jest uświadomić sobie, iż Monday blues po prostu jest i tyle. Uczucie niepokoju, które zwykle sygnalizuje coś niedobrego, w tym przypadku jest w dużej mierze nawykowym odruchem, reakcją na sporo nieznanego, jakie kojarzy się z pełnym, nadchodzącym tygodniem. Tak naprawdę jednak nie ma się czego bać i nie ma po co z tym walczyć. Samo przejdzie. Nic złego się nie dzieje.

Poniedziałek to jeden z moich ulubionych dni tygodnia – zaraz na siódmym miejscu

Zaplanowanie nadchodzącego tygodnia, rzetelne i realistyczne, działa zbawiennie na uczucie Monday blues, bardzo je zmniejszając. Poniedziałkowy niepokój to zupełnie normalna reakcja na nieznane – a przecież przed nami cały tydzień. Tymczasem kiedy zaplanujesz, jak wykorzystasz nadchodzące dni i godziny, już wtedy okaże się, że nie jesteś w stanie przeczytać 2000 stron na egzamin, bo realnie możesz je czytać tylko w dwa wieczory, czyli zostaje ich kilkadziesiąt. Planowanie uwolni Cię od NIEPOTRZEBNEGO napięcia, bo już wiesz, czego na pewno nie zrobisz, więc przestaniesz odczuwać przymus, aby jakoś wcisnąć to w swoje już i tak przepełnione życie.

Rób to, co kochasz, a nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia w życiu – Konfucjusz

Poniedziałkowy niepokój może w jakimś stopniu być uzasadniony, kiedy masz przed sobą wiele pracy. Ale nie powinien być niczym więcej, niż uczuciem lekkiego napięcia, jakie odczuwasz kiedy, na przykład, sprężasz się do skoku do basenu albo właśnie masz odepchnąć się kijkami, żeby poszusować w dół stromym stokiem. Jeśli jednak Monday blues przytłacza Cię tak, że psuje Ci cały weekend, albo przynajmniej niedzielę, warto zastanowić się, czy nie ma głębszych przyczyn.

Nie każdy miał szczęście odpowiednio wcześnie zrozumieć, jak ogromnym błędem jest pakowanie się w zawód lub pracę, których się nie lubi. Wielu z nas pogodziło się z życiem na 50%, bo zawód już mają, a zmiana pracy to ryzyko, na które nie wszyscy są gotowi. Jednak tym, którzy naprawdę są bardzo nie na swoim miejscu, poniedziałek wyda się wielokrotnie gorszy. Bo nie tylko oznacza konieczność zajęcia się tym, czego nie lubię, ale kiedy siądę przy biurku, znowu wszystko będzie mi przypominać, że nie lubię swojej pracy, a przez to siebie i całego świata. A także to, że jestem więźniem swojej sytuacji. Jeśli Twój Monday blues jest aż tak intesywny, może czas pomyśleć, ile jeszcze chcesz/możesz takich paskudnych poniedziałków (i zatrutych nimi niedziel) wytrzymać? Czy wszyscy u Ciebie w pracy nienawidzą poniedziałku tak samo, jak Ty? A Twój mąż albo Twoja żona?

Jeśli nie zrobisz czegoś inaczej, wszystko pozostanie jak jest. Jeśli stres i niepewność zmiany przerażają Cię tak bardzo, że za wszelką cenę chcesz ich uniknąć, to być może tą ceną jest Twój paskudny Monday blues. Zmiana zwykle boli i niepokoi, ale to są często konieczne koszty poprawy jakości życia.

Można zjeść nawet całego słonia: po kawałku – ludowa mądrość marsjańska

Prowadząc kilka firm, szereg osobnych projektów i przez to trochę żyjąc kilkoma życiami na raz, miewam od czasu do czasu Monday blues, chociaż odkąd zrozumiałem, że jest czymś naturalnym i przestałem poświęcać mu uwagę, przestał mi przeszkadzać. Nawracał jednak częściej niż powinien, aż w końcu zadałem sobie pytanie, jak można by trwale polubić poniedziałek. Mój główny problem polegał na tym, że jakbym tam sobie mądrze nie planował tygodnia, i tak potem upływał mi na gaszeniu pożarów i trudno mi było wygospodarować czas na rzeczy „ważne i niepilne”, czyli właśnie te, które niosą ze sobą największą wartość. Po pewnym czasie poszukiwań wpadłem na pomysł, aby cały tydzień podzielić na strefy. U każdego będą one wyglądać inaczej – bardzo zależą od charakteru pracy i Twojej funkcji czy roli. Jednak generalnie pozwalają na złapanie oddechu i poświęcenie dużo większej ilości czasu na to, na co naprawdę warto.

W moim przypadku postanowiłem, że o ile tylko to możliwe, poniedziałek jest odtąd management day, czyli, nazwijmy to, dzień administracyjny. To dzień, kiedy odbywam regularne spotkania koordynacyjne z moimi pracownikami, odpowiadam na niepilne maile, robię jakieś tam rachunki, zestawienia, formalności itp. itd. Wtorek środa to dni kreatywne. Zwykle w realu tylko jeden z nich udaje mi się tak wykorzystać, ale to i tak o cały dzień więcej, niż zanim zacząłem dzielić tydzień na strefy. Dzięki temu co najmniej jeden dzień w tygodniu poświęcam na naprawdę kreatywną pracę, w której niewiele mi przeszkadza. Jak dobrze pójdzie, to nierzadko jest to nawet 2 albo 3 dni. Czwartek to dzień bez spotkań. Różnie mi upływa, ale to czas, kiedy zwykle to ja zarządzam swoją pracą, a nie kolejne spotkania, w wyniku których przybywa nowej roboty. To bardzo, bardzo dużo, jeśli się człowiek skupi. Piątek to dzień na sprawy biurowe, jakie narosły w ciągu tygodnia i dokończenie wszystkiego, co trzeba, a nie udało się w tygodniu, oraz na sesje coachingowe z moim Klientami.

Fakt, że prawdziwy tydzień rzadko wygląda tak w 100%, ale przynajmniej jest to 50-70%. Co najważniejsze, od czasu, kiedy dzielę tydzień na strefy, polubiłem poniedziałek. Mentalnie stał się dla mnie fajnym, krótkim dniem, kiedy robi się rzeczy łatwe. Do tego to wigilia dwóch najbardziej lubianych przeze mnie dni – wtorku i środy, czyli dni kreatywnych, kiedy mogę poszaleć w tym, co lubię – nowe reklamy, nowe narzędzia, wymyślanie, co i jak możemy robić lepiej i wdrażanie tego. Poniekąd nie mogę teraz doczekać się poniedziałku, bo zaraz po nim jest moja ulubiona kreatywność. Czwartek to już zaraz piątek no i często nie ma spotkań, więc to ja doganiam świat, a nie on mnie. Piątek – wiadomo… zaraz weekend oraz moje sesje coachingowe, które uwielbiam, bo to praca z ludźmi . Sobota: zwykle odpoczywam i nie tykam pracy. Niedziela: sport, odpoczynek i myślenie/planowanie długofalowe, strategiczne – osobiste i firmowe. Takie dogonienie samego siebie. Polecam.

Podziel swój tydzień na strefy, a zaskoczy Cię, jak bardzo polubisz nagle poniedziałek. Zaś tydzień stanie się stadkiem biegających słoników, zamiast ociężałym wielorybem, który co 7 dni od nowa przywala Cię swoim cielskiem.

 

ZADANIA DO WYKONANIA

  • Kiedy następnym razem poczujesz Monday blues, przypomnij sobie, że on po prostu jest i nie ma się co nim przejmować
  • Na jakie „strefy” możesz podzielić swój tydzień, aby był „lżejszy”? Zrób to jeszcze dzisiaj, teraz – nie cyzeluj, nie staraj się zrobić tego doskonale – pierwsza myśl jest zwykle najlepsza. A potem sprawdź, jak to wpłynęło na Twoje myślenie o nadchodzącym poniedziałku. Zdziwisz się 🙂 Powodzenia!

Jeśli ten tekst pomógł Ci albo zainspirował, podziel się nim z innymi.
Lubię to!